W dzisiejszych czasach wszystko musi być smart. A jeśli nawet nie jest smart, to musi być przekombinowane. Smoothie Portable Blender od Media-Techu jest uosobieniem właśnie takiego przekombinowania. Przez blisko dwa tygodnie korzystałem z przenośnego blendera i mimo iż jest to produkt za grosze, doprawdy – trudno znaleźć mi uzasadnienie dla jego istnienia.
Co jest do wszystkiego…
Idea stojąca za stworzeniem tego produktu jest piękna. Otóż będąc w trasie turystycznej bądź pod namiotem, chcielibyśmy wypić świeżo przygotowane smoothie. Nie każdy będzie przecież nosił ze sobą całego robota kuchennego, bo raz, że to ciężkie a dwa, że nie zawsze mamy dostęp do źródła zasilania. Wtedy możemy skorzystać ze Smoothie Portable Blender.
To niewielkich rozmiarów urządzenie, które składa się z kilku części. Podstawy zawierającej ostrze, szklanego kielicha oraz nakrętki z siatką zatrzymującą miąższ, która jest demontowalna. Ciekawostką jest fakt, że z podstawy można korzystać również w formie powerbanka, więc jeśli ktoś zamiast smoothie woli akurat podładować telefon – droga wolna. Muszę też oddać, że jest to w tym samym stopniu niespotykana, co praktyczna funkcjonalność.
Czy funkcje „extra” naprawdę robią różnicę?
Jestem podróżnikiem. W podróży spędzam 8 miesięcy w roku i przed każdym wyjazdem starannie dobieram sprzęt, który pakuję do torby. Zastanawiałem się więc, czy kiedykolwiek skorzystałbym z Smoothie Blendera w jakiejkolwiek ze swoich podróży.
O ile jestem wielkim zwolennikiem stosowania szklanych kielichów w blenderach, tak w wersji turystycznej, mobilnej, absolutnie nie. Zastosowane tworzywo sprawia, że propozycja Media-Techu jest podatna na uszkodzenia w transporcie a przy okazji ciężka. W domu to zupełnie inna sprawa, ale w podróży? No, tak średnio. Drugim problemem jest funkcja powerbanka. Nikt rozsądny nie odkręci samej podstawy, by podładować telefon bo zaryzykuje pokaleczenie palców przez wystające ostrza. Nie ma tu żadnej kompaktowej pokrywki czy osłony. Trzeba więc ładować telefon całym blenderem, co jest – delikatnie mówiąc – kontrowersyjną ideą.
Największy z moich zarzutów kieruję ku zastosowaniom praktycznym. Załóżmy, że biorę to urządzenie w podróż. W dużej mierze będzie ono przecież jednorazowe – bo po skorzystaniu za każdym razem trzeba je przecież umyć przed kolejnym użyciem. Do wykorzystania w domu średnio się to nadaje, bo podstawy nie można myć w zmywarce przez to, że jest właśnie zintegrowana z powerbankiem. Widać więc tutaj pewną niekonsekwencję.
Nie przemawia też do mnie umieszczenie portu ładowarki na dnie podstawy. Oznacza to, że jeśli chcemy by blender się naładował musi on leżeć, bo postawić go nie ma jak. Co jeszcze bardziej wkurzające – nie da się z niego korzystać i ładować jednocześnie! Nie ukrywam, że najzwyczajniej w świecie może Wam tego brakować. Sytuacja z tych prostych: chcecie przygotować posiłek, ale leżący obok smartfon informuje, że poziom naładowania akumulatora to tylko 5%. Nie liczcie na kompromis (czytaj: ładowanie z jednoczesnym użyciem blendera w jego „głównym” celu), albo jedno, albo drugie. Trochę to dziwne, prawda?
Ale wiecie co? Urządzenie działa!
Gdy przebrniemy przez to wszystko, to nagle zdamy sobie sprawę z kluczowej kwestii – ten blender działa, na dodatek całkiem dobrze. Na zdjęciach promocyjnych producent pokazuje szczęśliwych ludzi, którzy z nim na przykład biegają. Rozumiem, że chodzi o zwrócenie uwagi na bycie fit, jednak czy ktoś z Was kiedyś biegał z blenderem? Szczerze wątpię. Ja też bym z nim nie biegał, nawet pomimo tego, że w swoim życiu trochę kilometrów mam już w nogach.
Smoothe Portable Blender w regularnej cenie kosztuje 180 PLN. Można go jednak kupić na przecenie w kwocie zbliżonej do 130 złotych. Chciałbym napisać Wam tutaj o programach i tego typu atrakcjach, jednak akcesorium po prostu ich nie posiada. Dla porządku mogę więc odnotować, że mamy tu jedynie przycisk ON/OFF, którego przeznaczenie jest raczej wiadome dla wszystkich, więc nie będę się nad nim rozwodził. Urządzenie działa, jednak ewidentnie wymaga ono dalszych prac inżynieryjnych, na czele ze zrewidowaniem wejścia na port ładowarki. To by było na tyle, wnioski raczej wyciągnijcie samodzielnie 😉