Huawei to producent, który ostatnimi czasy ma dość mocno pod górkę. Na skutek wojny handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, telefon oficjalnie nie ma wsparcia dla usług Google. Czy ten mankament sprawia, że tym telefonem nie warto sobie zaprzątać głowy? Oczywiście… że nie! To świetny, choć niestety nie idealny, produkt. Zobaczcie dlaczego.
Huawei Mate 30 Pro – specyfikacja techniczna
Podzespoły | Specyfikacja techniczna |
Wyświetlacz | 6,53 cala, OLED, FHD+, Gorilla Glass 6, ok. 94,1% pokrycia frontu |
Procesor | Kirin 990 |
Grafika | Mali G76 MP16 |
Pamięć RAM | 8 GB |
Pamięć na dane użytkownika | 256 GB |
Aparat główny | 40 Mpix (f/1.6, PDAF, OIS) + 8 Mpix (teleobiektyw) + 40 Mpix (f/1.8) + 3D ToF |
Kamery selfie | 32 Mpix (f/2.0) |
Oprogramowanie | Android 10 z EMUI 10 |
Łączność | hybrydowy DualSIM, Bluetooth 5.1, WiFi 802.11 a/b/g/n/ac/ax (wsparcie pasm 2.4 GHz i 5 GHz), USB-C 3.1 |
Akumulator | 4500 mAh z szybkim 40 W ładowaniem |
Recenzja Huawei Mate 30 Pro – obudowa
Powiedzieć, że jest świetnie to jak nic nie powiedzieć. Celowo chciałem przeczołgać Huawei Mate 30 Pro i nie zabezpieczałem tylnej ściany konstrukcji żadną folią ochronną czy casem. Byłem ciekaw, jak szklana konstrukcja poradzi sobie z potencjalnymi zarysowaniami. I wiecie co? Telefon poradził sobie niemal doskonale. Pod kątem wytrzymałości (oczywiście, nie ciskałem telefonem o ziemię 😉 ) nie mogę producentowi zarzucić dosłownie nic.
Huawei podszedł w pewnym sensie rewolucyjnie do portów funkcyjnych. Już wyjaśniam o co chodzi. Lewa ramka nie skrywa żadnych przycisków. Mamy tu tylko mocno zagięty ekran. Na górnej krawędzi konstrukcji czeka na Was tylko port podczerwieni, a z prawej strony mamy ładnie wyróżniający się, niby-czerwony przycisk Power, który w trakcie testów nie złapał żadnych luzów. Dolna ramka skrywa tackę na kartę SIM, port ładowarki USB-C oraz największą porażkę konstrukcyjną – pojedynczy głośnik. O module audio opowiem Wam w kolejnych akapitach recenzji, bo zakładam, że dźwięk dla wielu osób będzie miał spore znaczenie.
Tylna ściana konstrukcji to piękny, w mojej opinii najładniejszy na rynku, moduł aparatu głównego, który bazuje na okręgu. Na tle tych wszystkich dziwnych piecyków, które weszły do sprzedaży na szeroką skalę w tym roku, Huawei Mate 30 Pro wygląda po prostu wspaniale. To tak, jakby postawić obok siebie diament i ukruszony kawałek cegły. Oczywiście, M30P jest w tym porównaniu diamentem. Słowo daję, po kilku dniach z tym telefonem niemal każdy inny flagowiec może Wam się wydać brzydki lub – w dobrym układzie – przeciętny.
No dobra, a gdzie są przyciski regulacji głośności? Nie ma 🙂 Na szczęście nie oznacza to, że firma nie daje nam możliwości manipulowania dźwiękiem. Huawei Mate 30 Pro oferuje dotykowe boczne krawędzie obudowy. Cały patent polega na tym, że musimy dwa razy dotknąć palcem wydzielonych – na szczęście bardzo dużych – stref na ekranie i spokojnie możemy dopasować głośność. Na nauczenie się tego gestu potrzeba trochę czasu, ale zapewniam, że jest to rozwiązanie, które mogę uznać za intuicyjne.
Podsumowując jakość wykonania obudowy Huawei Mate 30 Pro po dłuższym czasie, nie zgłaszam tutaj dużych uwag. Szkło okazało się być odpornym tworzywem, a srebrna wersja kolorystyczna palcuje się co najwyżej w stopniu średnim. W tej kwestii, są telefony zarówno lepsze jak i o wiele gorsze. Prztyczek w nos za wybitne tendencje M30P do ślizgania się. Jeśli nie chcecie wystawiać telefonu na próbę i kusić losu, polecam zainwestować w dedykowanego case’a. Można go kupić na przykład w polskim sklepie Huawei.
Ekran w Huawei Mate 30 Pro
Kozak. Matryca OLED, która zapewnia świetną jakość obrazu idzie w parze z odpowiednią jak dla tego segmentu cenowego rozdzielczością Full HD+ i szkłem ochronnym Gorilla Glass 6. Nie wiem czemu, ale jakoś nigdy nie zmieniałem na suwaku rozdzielczości na jakieś specjalnie wysokie wartości. Przyczyna jest oczywista – szkoda mi akumulatora i tracenia minut, a czasem i godzin tylko po to, żeby zobaczyć sobie nieco ładniej wyglądające ikonki.
Telefon debiutował przed erą podnoszenia częstotliwości odświeżania w smartfonach, jaką zapoczątkował OnePlus, efektem czego Mate 30 Pro ma zwykłe, 60 Hz odświeżanie. Jasne, na tym polu 90 czy 120 Hz wypada lepiej, ale nie wiem czy to powód, aby pastwić się nad producentem i z góry przekreślać ten ekran. W mojej opinii, nie. Telefon ma sporych rozmiarów notcha, w którym producent zmieścił szereg czujników biometrycznych.
Jak zapewne część z Was wie, nie trawię notcha w żadnej formie. Po kilku chwilach wyłączyłem go, bo – na szczęście – z poziomu nakładki producenta można to zrobić. I tak oto, bardzo prostym sposobem, pozbyłem się tego elementu. Jasność wyświetlacza jest wybitna, pod wieloma względami świetna. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić warunków pogodowych, które sprawiłyby, że treści na Mate 30 Pro byłyby niewidoczne lub źle widoczne. Z jednym małym wyjątkiem…
Ekran w telefonie jest bardzo agresywnie zagięty. Z dość oczywistych względów, w okolicach tego załamania wyświetlacza pojawiają się artefakty. Nawet, gdy siedzicie w domu i macie włączoną lampkę, czasem zdarza się, że wyświetlacz na tym niewielkim obszarze załamuje światło. Nie utrudnia to życia, ale z dziennikarskiego obowiązku muszę odnotować ten szczegół. Pamiętajcie też o tym, że z racji umieszczenia czytnika linii papilarnych pod ekranem, zakup folii ochronnej lub szkła może być nieco utrudniony.
Huawei Mate 30 Pro – oprogramowanie i kultura pracy
Telefon śmiga aż miło. Kirin 990 to wydajny procesor. Nakładka EMUI już od długiego czasu uchodzi za wydajną i dobrze zoptymalizowaną. Wiemy też, że wielkimi krokami zbliża się aktualizacja do EMUI 10.1. Jeśli plotki się potwierdzą, to posiadacze Huawei Mate 30 Pro będą cieszyć się EMUI 10.1 jeszcze w czerwcu. 8 GB pamięci RAM to w tej konfiguracji wynik jak najbardziej zadowalający. Jasne, 12 GB wyglądałoby lepiej, ale mam wrażenie, że byłoby to tylko pompowanie cyferek.
Nie spotkałem się z sytuacją, kiedy telefon by zwolnił. Raz czy dwa razy wysypała mi się pewna gra, jednak problem dotyczył tylko jednego tytułu, więc równie dobrze może to być wina dewelopera, który tworzył aplikację. Podoba mi się intuicyjność, która idzie w parze z wieloma świetnymi trybami, jakie skrywa w sobie EMUI. Mamy oczywiście tryb ciemny, a także wiele użytecznych narzędzi do zarządzania ekranem: od zmiany widoku programów po kilka trybów siatki aplikacji.
Cieszy mnie, że producent dostarczył narzędzi, które pomagają zarządzać elementami widocznymi na ekranie w chwili, gdy ten jest wygaszony (tzw. Always on Display). Tutaj również nikomu z Was nie zabraknie pola do popisu. Duża pochwała za szybkie podwójne tapnięcie, które pozwala wybudzić urządzenie, by podejrzeć informacje o powiadomieniach czy godzinie. Software w tym telefonie jest spasowany wręcz wzorowo.
Huawei Mate 30 Pro – czy życie bez Google Mobile Services jest możliwe?
Początkowo, gdy dowiedziałem się, że Google nie może oficjalnie umieszczać swoich programów na telefonach Huawei, byłem pełen obaw. Na szczęście dla Huawei, okazuje się, że AppGallery (czyli odpowiednik Sklepu Play) rozwija się szybko. Są już tam pierwsze aplikacje bankowe, przybywa gier oraz popularnych aplikacji, jak choćby Tidala czy niektórych programów VOD. Można też zainstalować zewnętrzne sklepy wyszukiwarki aplikacji. Szczególnie polecam Waszej uwadze Amazon AppStore.
Są zamienniki usług od Google, jednak nie zawsze są one równie dobre co ich pierwowzór. Czasem są gorsze, a czasem… lepsze. Naprawdę. Nie sądziłem, że tak wiele aplikacji z jakich korzystam każdego dnia może zaoferować mi wyższą kulturę pracy, większą płynność czy po prostu intuicyjność. Dedykowana aplikacja do obsługi poczty, a także przeglądarka są po prostu świetne. Jeśli godzicie się z tym, że czasem trzeba iść na kompromis, to spokojnie poradzicie sobie bez GMS.
Chcę też w tym miejscu obalić jeden mit, który widziałem już w sieci kilkakrotnie. Nie, ban od Google nie działa tak, że nie wejdziecie na stronę YouTube’a czy Gmaila. Spokojnie można logować się i korzystać czy to z poziomu wymienionej wyżej przeglądarki czy z innych usług, jak choćby Opery. Nie wiem kto rozpuścił w sieci tę plotkę, ale naprawdę, nie dajmy się zwariować. To, że nie ma aplikacji nie znaczy, że trzeba siąść w kącie i płakać, bo nie możemy wejść na te serwisy przez sieć 🙂
Odpowiadając na pytanie zadane w tym akapicie, spieszę z informacją, że – owszem – życie bez Google jest możliwe, jednak etap odzwyczajenia się od nawyku wejścia do Sklepu Play i pobrania aplikacji może u Was trochę potrwać. Mimo wszystko, teraz, po naprawdę długim czasie spędzonym z tym telefonem, nie dostrzegam aż tak dużych różnic jak na początku. Jasne, brakuje mi kilku gier, ale naprawdę, sporą część zadań można ogarnąć, poświęcając im tylko odrobinę więcej naszego czasu. Huawei rozwija swój sklep, często organizuje promocje i konkursy, więc można wyjść z założenia, że przepaść między Sklepem Play a AppGallery powoli będzie się zmniejszać.
Huawei Mate 30 Pro w 2020 roku – zabezpieczenia biometryczne
Czapki z głów, naprawdę. Tak się składa, że obok mnie leży nowszy telefon z rodziny P40, a jednak muszę zauważyć, że jak dla mnie to flagowiec z rodziny Mate pod co najmniej jednym względem jest lepszy. Chodzi o miejsce, gdzie ulokowano czytnik linii papilarnych. W serii P40 jest on – jak dla mnie – trochę za wysoko. Mam duże dłonie, efektem czego łatwiej sięgnąć mi do skanera, który jest niżej. A w tym ujęciu Mate 30 Pro spełnia moje oczekiwania z nawiązką.
Skaner działa po prostu wzorowo. Nie trzeba czekać zbyt długo i jest to chyba pierwszy przypadek, kiedy wystarczyło mi zeskanowanie kciuka tylko raz, bez konieczności dodawania kolejnych skanów wzorcowych. Nie wiem, czy tutaj można było zrobić coś lepiej. Mam wrażenie, że nie. Postawię też dość odważną tezę: w mojej opinii jest to po prostu najlepszy skaner, jaki obecnie można znaleźć na rynku. Nawet jeśli nie zgodzicie się z tą tezą, to na pewno będzie mieścił się on w ścisłym topie Waszego prywatnego zestawienia. A to oznacza, że producent dał radę.
Wiecie co w tym skanerze jest jeszcze fajnego? To, że na dobrą sprawę jest to tylko uzupełnienie, taki trochę „backup” dla technologii rozpoznawania twarzy. Sprawdzałem, testowałem i nie pamiętam sytuacji, kiedy ta technologia by mnie zawiodła. Nawet w nocy, gdy miałem za sobą tylko światło z elewacji jednego z budynków, Huawei Mate 30 Pro rozpoznał moją twarz i odblokował urządzenie. Biometryka w tym telefonie to po prostu majstersztyk.
Głośnik i jakość audio w Huawei Mate 30 Pro
Oj, tutaj jest przeciętnie. No niestety, ale nie jest to urządzenie dla melomanów. Lubię podróżować tak, że odpalam sobie w aucie Spotify, wygaszam ekran i jadę. Czy to na zakupy czy na przejażdżkę po okolicy, żeby porobić zdjęcia czy do pracy. Tutaj zabrakło nawet Dolby Audio, co uważam za strzał producenta w kolano. Na słuchawkach sprawę trochę ratuje Huawei Histen, ale naprawdę, drogi producencie, są jeszcze ludzie, którzy chcieliby mieć dobre stereo w urządzeniu, które w chwili swojego debiutu kosztowało ponad cztery tysiące złotych.
Nie znajdziecie tutaj wielu zaawansowanych opcji modyfikowania brzmienia tego smartfona, efektem czego raczej nie dopasujecie go do swoich gustów muzycznych, bez względu na to czy słuchacie punk rocka, hip-hopu czy muzyki elektronicznej. W opinii mojej żony, która raczej ma dość dobre ucho co do brzmienia urządzeń, dźwięk jest płaski. Porównałem go z kilkoma innymi smartfonami i niestety muszę zgodzić się z jej opinią. Niestety, bo liczyłem na więcej.
Maskownica głośnika nie ma zbyt dużych rozmiarów, więc można ją łatwo zakryć na przykład dłonią, kiedy gracie w gry lub oglądacie materiały z usług VOD. Myślałem, że ten mankament nadrabia rodzina P40, ale tutaj także mamy głośnik mono. Nie wiem, czemu Huawei tak mocno idzie w zaparte i próbuje na siłę uszczęśliwiać odbiorcę pojedynczym głośnikiem. Powiem Wam w pełni szczerze – gdyby było tu stereo, telefon ocierałby się o wzór do naśladowania, przynajmniej pod kątem hardware’u. Niestety, ale nie mogę wystawić mu takiej noty i jeżdżąc do pracy wciąż muszę się męczyć z pojedynczym głośnikiem, ewentualnie mogę rozważać zakup głośnika BT, co dodatkowo podniesie koszty, jakie muszę ponieść. Średnio.
Huawei Mate 30 Pro – akumulator
4500 mAh, dobrze zoptymalizowana nakładka i szybkie, 40 W ładowanie to prosta recepta na sukces, której nie da się wykonać źle. Huawei dobrze to rozumie, efektem czego o bardzo dobre wyniki na jednym cyklu pracy akumulatora możecie być spokojni. W trybie optymalnym, spokojnie przebijecie 6 godzin SoT (Screen-on-Time, czas pracy na ekranie). Jak na flagowca, są to bardzo dobre wyniki, co warto docenić.
Dużym plusem urządzenia jest też to, że nie ma ono tendencji do podjadania baterii, gdy leży sobie na biurku nieużywanie. W trakcie testów odłożyłem je na pewien czas, decydując się na czasowy powrót do swojego poprzedniego telefonu. Zapisałem sobie, że stan naładowania akumulatora wynosił wtedy 47%. Gdy wróciłem do Mate’a 30 Pro, który cały czas miał połączenie z siecią WiFi (wyjąłem tylko kartę SIM), górna belka Androida poinformowała mnie, że pozostało jeszcze 43% ogniwa do wykorzystania. To świetny wynik.
Dobra wiadomość jest też taka, że w trybie ciemnym czas pracy urządzenia z dala od ładowarki może jeszcze bardziej wzrosnąć. Huawei sprawia wrażenie firmy, która zwraca sporą uwagę na to, aby tryb ciemny nie tylko „sobie był”, ale też przynosił pewne efekty. W mojej opinii, te efekty przy zachowaniu łączności mieszanej (około 60% LTE + 40% WiFi) na trybie ciemnym mogą dać naprawdę sporo. Dodatkowo, za sprawą matrycy OLED, telefon, który pracuje w ten sposób prezentuje się naprawdę bajecznie.
O szybkim ładowaniu nie ma co mówić. 40 W daje kopa. Dołączona do zestawu ładowarka sprawia, że bez trudu naładujecie telefon po kablu w około godzinę. W zaledwie 30 minut ogniwo akumulatora można zapełnić od zera do 63-66%, przynajmniej tak wynika z moich obserwacji. Mamy też szybkie, 27 W ładowanie bezprzewodowe oraz tryb ładowania zwrotnego (reverse charging) więc kładąc na telefon na przykład swojego smartwatcha, także możemy go szybko doładować, bez konieczności zamartwiania się o to, gdzie jest stacja dokująca lub kabel. W kwestii wydajności ogniwa jest świetnie, nie zgłaszam żadnych uwag.
Huawei Mate 30 Pro – aparat i jakość zdjęć
Jest moc. Zacznijmy od kamerki selfie 32 Mpix ze światłem f/2.0 zapewniają naprawdę dobrej jakości fotki. Nawet pod wieczór, gdy światło jest co najwyżej przeciętne, oprogramowanie układowe robi co może, żeby trochę podbić jakość zdjęć. Przeważnie te działania przynoszą pewne efekty. Mamy też wiele ciekawych filtrów, na czele z bardzo charakterystycznym dla Huawei wygładzaniem (czy też może raczej, szpachlowaniem 🙂 ) twarzy i usuwaniem z niej nawet najmniejszych niedoskonałości.
Nie powiem, na maksymalnej skali szpachlowania zaczyna to jak dla mnie wyglądać zabawnie, ale rozumiem, że może komuś taki tryb przypadnie do gustu. Dziwi mnie natomiast jedna rzecz, którą muszę uznać za niedoróbkę w oprogramowaniu. Jeśli chcecie poczuć się jak Zombie, odpalcie sobie w efektach oświetlenie sceniczne, zróbcie sobie zdjęcie i podziwiajcie, jak często uszy lub ramiona zachodzą w taką dziwną, wręcz smutną, szarość.
Jeśli oglądaliście kiedyś serial o Zombie, można odnieść wrażenie, że sami właśnie zaczynamy się przemieniać. Efekt występował u mnie niezależnie od światła. Trzeba się mocno przyjrzeć, ale jednak na Cododomu.pl robimy dla Was recenzje dokładnie i właśnie to robimy – przyglądamy się, sprawdamy. Flagowiec ma działać idealnie lub niemal idealnie. Dla zasady dopowiem, że jest to raczej nie wada co mankament. Na dodatek jedyny, jaki udało mi się znaleźć w odniesieniu do aparatów w tym telefonie. Błahostka, ale całkiem zabawna.
No i teraz, król. Aparat główny. 40 Mpix ze świtłem f/1.6 + 8 Mpix teleobiektyw + 40 Mpix + 3D ToF. Nawet na papierze wygląda to obłędnie i zapewniam Was, że dobre wrażenia pozostają w dosłownie każdych warunkach, bez względu na to, czy strzelacie zdjęcia rano, w południe czy wieczorem. Ilość trybów, jakie wdrożył Huawei jest imponująca. Jest genialny tryb Pro, „Nocne” , AR, HDR, znane fanom marki Malowanie Światłem czy Panorama. Na bogato.
Urządzenie oferuje 3-krotny zoom optyczny, 5-krotny hybrydowy i x30 cyfrowy. Powiem Wam, że w mojej opinii są to bardzo dobre parametry. Ale zaraz zaraz, że na rynku są telefony z przybliżeniem x50 i x100? Jasne, są. Na papierze jest to spora różnica. W przypadku x100, ponad trzykrotna. Zanim jednak pobiegniecie do sklepu po te telefony, zadajcie sobie dość ważne w całej tej sprawie pytanie: jak w telefonie wykorzystać stukrotne przybliżenie? Druga kwestia to stabilizacja urządzenia by zrobić odpowiednie zdjęcie.
Testowałem zarówno telefon z zoomem x30, x50 i x100 i zapewniam Was, że już trzydziestokrotne przybliżenie wymaga pewnej wprawy. A im większy zoom, tym mocniejszy i pewniejszy chwyt trzeba mieć. Dochodzimy tu do śmiesznej sytuacji, kiedy można poczuć się jak snajper. Nawet lekki podmuch wiatru może zepsuć ujęcie 🙂 Fotografuję smartfonami od lat, uważam, że „coś tam wiem” i zapewniam, że jak dla mnie jest to już tylko wyścig na cyferki.
Jeśli ktoś chce „zoomować” na tak dużym poziomie, to lustrzanka z obiektywem w zasadzie zawsze będzie lepszym wyborem, przynajmniej w mojej opinii. Zoom x30 jest jeszcze do względnego opanowania. Tryb księżycowy trochę pomaga, a więc po chwili treningów można zrobić fotografię księżyca i wrzucić ją w swoje media społecznościowe. Czy potrzebujemy więcej? Wątpię. Tak po prostu. Ważniejszy jak dla mnie jest raczej szeroki kąt. A ten w M30P także daje radę.
Bez zbędnego przedłużania, zapraszam Was do galerii zdjęć. Jeśli chcecie zobaczyć, jak zeszłoroczny flagowiec radzi sobie z Samsungiem Galaxy S20 Ultra i nowszym Huawei P40 Pro, zapraszam Was tutaj, do naszego foto-pojedynku. Wydaje mi się, że jest to dobre miejsce, by wyciągnąć całkiem sensowne wnioski i zastanowić się nad tym, czego tak naprawdę oczekujemy od aparatu w smartfonie. A, no i tak dla zasady – zwolnione tempo wyrywa z kapci 🙂
Huawei Mate 30 Pro w 2020 roku – czy warto kupić?
Rozpocznę przewrotnie. Jeśli jesteś rasowym Googlersem, który nie chce nawet spojrzeć na zamienniki i po prostu czujesz, że będziesz się męczył/a z tym telefonem, to odpuść. Póki co istnieje kilka nieformalnych sposobów na wgranie GMS-a, ale są one stopniowo ograniczane i nie można wykluczyć, że za jakiś czas będzie to zadanie niemożliwe. Jasne, nie można też wykluczyć, że administracja USA nie odpuści Huawei i Google Mobile Services powrócą, ale to tylko teoretyzowanie.
Jeśli chcesz dobry aparat, lubisz ekosystem Google, to na dobrą sprawę zostaje tylko P30 Pro lub Mate 20 Pro, o którego jednak coraz trudniej. Czy tego chcemy czy nie, na rynku panuje duopol: albo Apple, albo Google. Sytuację jakiś czas temu próbował zmienić Microsoft ze swoim Windows Phone i poniósł klęskę. Teraz wyzwanie podejmuje Huawei, ale do zrównania się z dwoma gigantami droga jeszcze daleka. Idzie dobrze, ale to jeszcze za wcześnie, by przesądzać o sukcesie lub ewentualnej porażce, tak po prostu.
Pomijając wątek Google’a, jest to telefon, któremu naprawdę mało brakuje do perfekcji. Jak dla mnie, wielką szramą na tej pięknej konstrukcji jest oczywiście głośnik mono. Można z nim funkcjonować, ale uważam, że już najwyższy czas, by firma zmieniła swoją politykę w tym zakresie. Jest to zarazem jedyna duża wada, jaką potrafię wskazać. A spędziłem z tym telefonem naprawdę sporo czasu. Coś mi mówi, że spędzę go jeszcze bardzo, bardzo dużo 🙂
Ekran czaruje, jest świetny. Biometryka to zdecydowanie najwyższa półka, a aparat jest w mojej opinii idealnie wyważony. Nie ma tutaj parcia na cyferki za wszelką cenę. Jest po prostu świetnie spasowana matryca, bardzo dobry soft (pomijając „Uszy Zombie” 🙂 ) i rewelacyjna jakość zarówno zdjęć, jak i materiałów wideo. W cenie, która kręci się już około 2400 PLN, nie wiem czego więcej mógłbym oczekiwać.
Plus za obudowę, świetne działanie oprogramowania układowego i wydajny akumulator. Wydaje mi się, że warto brać ten telefon bardzo poważnie pod uwagę. Mimo upływu czasu, nie zestarzał się niemal wcale. Mało tego, pod wieloma względami może wpędzać konkurencję w kompleksy. Pamiętajcie, że do Polski zbliża się rewolucja 5G, a podstawowa wersja Mate 30 Pro nie ma dedykowanego modułu, który obsłuży to pasmo.
Można jednak kupić Huawei Mate 30 Pro 5G Ed, która różni się tylko dwoma rzeczami – obecnością rzeczonego modułu oraz nieco wyższą ceną. Trzeba szukać, bowiem jest to w Polsce w dużej mierze towar deficytowy, jednak znalezienie tego smartfona na pewno nie jest misją niemożliwą. Z pomocą może przyjść choćby Amazon. Tak czy inaczej, Huawei pokazał pazur. Poza stereofonią, Mate 40 Pro mógłby być jak dla mnie jedynie upgrade’m i na pewno wciąż byłby rewelacyjnym urządzeniem. Brawo!
W tym miejscu chcę też podziękować sieci x-kom, która wypożyczyła urządzenie na testy. Drodzy, serdecznie dziękuję w imieniu całej redakcji Cododomu.pl – rządzicie 🙂 Jeśli urządzenie Was zainteresowało, to możecie kupić je właśnie w tej sieci. Z pełną ofertą zapoznacie się tutaj.
Jeśli tekst się podobał i uznacie, że może on komuś podjąć w podjęciu decyzji, będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnicie go w swoich social mediach 🙂