wt.. gru 3rd, 2024

Huawei P40 Pro – recenzja po dłuższym czasie

Huawei P40 Pro aparat
Fot: własne

Jest taka stara reguła: jeśli życie daje Ci w kość, musisz się spiąć i robić wszystko dwa razy lepiej niż inni. Huawei pokazuje, że jest w tej mądrości sporo prawdy. Od czasu, kiedy firma dostała bana na usługi Google’a, z jeszcze większą przyjemnością obserwuję ich działania na rynku smartfonów. Czy Huawei P40 Pro to flagowiec pełną gębą?

Huawei P40 Pro – specyfikacja techniczna

Podzespoły Specyfikacja techniczna
Wyświetlacz 6,58 cala, OLED, FHD+, Gorilla Glass 6, ok. 91,6% pokrycia frontu, 90 Hz odświeżanie
Procesor Kirin 990 z modemem 5G
Grafika Mali G76 MP16
Pamięć RAM 8 GB
Pamięć na dane użytkownika 125/256/512  GB
Aparat główny 50 Mpix (f/1.9, PDAF, OIS) + 12 Mpix (teleobiektyw) + 40 Mpix (f/1.8) + 3D ToF
Kamery selfie 32 Mpix (f/2.2)
Oprogramowanie Android 10 z EMUI 10.1
Łączność hybrydowy DualSIM, Bluetooth 5.1, WiFi 802.11 a/b/g/n/ac/6 (wsparcie nowego standardu WiFi 6), USB-C 3.1
Akumulator 4200 mAh z szybkim 40 W ładowaniem

Recenzja Huawei P40 Pro – obudowa

Pozytywnie zaskoczyło mnie to, że mimo zastosowania naprawdę dużego ekranu, smartfon jest poręczny. Bez najmniejszego wysiłku jestem w stanie obsługiwać go jedną ręką. Dla mnie – rewelacja. Muszę jednak od razu napisać Wam, że urządzenie swoje waży. Precyzując, 209 gramów. Nie jest to mało, jednak producent naprawdę dobrze rozłożył tę masę, efektem czego Huawei P40 Pro sprawia wrażenie lżejszego niż jest w rzeczywistości.

W przeciwieństwie do Huawei Mate 30 Pro, tutaj mamy fizyczne klawisze regulacji głośności. Powędrowały one na prawą ramkę i znajdują się w bliskim sąsiedztwie przycisku Power. Lewa ramka jest niezagospodarowana, a na górnej krawędzi czeka tylko port podczerwieni, z wykorzystaniem którego możemy na przykład zarządzać naszym telewizorem. To użyteczna funkcja. Z dołu – od lewej do prawej- mamy tackę na dwie karty SIM lub na simkę i kartę nanoSD. Po środku znajduje się USB-C,  a obok niego największa słabość tego urządzenia – pojedynczy głośnik. Standardowo, o warstwie audio opowiem Wam w dalszych akapitach.

Tylna ramka to największa kontrowersja, jaką można sobie wyobrazić. Nigdy nie byłem fanem piekarnika na obudowie i Huawei nie sprawi, że nagle cudownie zmienię swoje zdanie. Moduł wystaje naprawdę mocno, a na dodatek sprawia, że telefon jest niestabilny, gdy lekko dociśniemy ekran dłonią, na przykład chcąc tapnąć jakąś ikonkę, którą mamy ulokowaną po lewej stronie. Uważam, że o wiele lepiej obroniłoby się tutaj rozwiązanie z Huawei Mate 30 Pro. Oby firma wycofała się z tej mody, bowiem – w mojej opinii – nie służy ona niczemu.

Huawei P40 Pro obudowa
Fot: własne

Doceniam jakość użytych materiałów, a także to, że moja biała wersja kolorystyczna nie przejawia niemal żadnych tendencji do łapania smug czy odcisków naszych dłoni. To naprawdę świetna rzecz i wszyscy esteci również docenią dobrodziejstwa płynące z tego rozwiązania. Dla zasady napiszę tu jeszcze, że boczne krawędzie obudowy są dość subtelnie zagięte, ale całość sprawia wrażenie obcowania z telefonem niezwykle solidnymi wytrzymałym. W trakcie miesięcznej przygody z P40 Pro nie dorobiłem się nawet najmniejszej rysy na jego obudowie.

Huawei P40 Pro – ekran

Jest naprawdę rewelacyjnie. Wyświetlacz oferuje tak wysoką jasność maksymalną, że nigdy nie zdarzyło mi się, aby pracował na więcej niż 50-60%. Nawet w słoneczne dni, kiedy znajdujemy się w idealnie oświetlonej przestrzeni. To bardzo duży atut. Kolejnym plusem jest możliwość ukrycia dziurki w ekranie, gdzie znajduje się kamera selfie. Odrobinę ograniczamy wtenczas obszar roboczy wyświetlacza, ale jak dla mnie jest to „ofiara”, którą bez chwili zawahania byłem w stanie ponieść 🙂

Ciekawostką jest to, że jest to chyba pierwszy telefon od Huawei, który ma ekran, który jest zagięty z czterech stron. Już nie tylko na lewej i prawej ramce, jak w Mate 30 Pro, ale także na górze i na dole. To ciekawe, ale też – poza wrażeniami estetycznymi – nie wnosi niemal nic. Wręcz przeciwnie, właśnie na tych zagięciach czasem mogą załamywać się promienie słońca, jednak zapewniam Was o tym, że nie wpływają one niemal wcale na komfort pracy z telefonem. Rozumiem, że producent chciał się wyróżnić. Udało się, ale czy było to niezbędne? Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć.

Huawei P40 Pro ekran
Fot: własne

Matryca OLED nie byłaby kompletna, gdyby Huawei P40 Pro nie wspierał trybu ciemnego. A ten oczywiście oferuje takie rozwiązanie. Jeśli zależy Wam na zaoszczędzeniu mocy akumulatora lub po prostu bardziej cenicie sobie pracę w takim scenariuszu, to będziecie zadowoleni. Dark mode jest świetnie zoptymalizowany, a dzięki naprawdę dobrej matrycy głównej, czerń na tym telefonie to po prostu rewelacja. Polecam Wam włączyć sobie automatyczną rozdzielczość pracy ekranu. Smartfon wtedy – w zależności od stanu akumulatora – przełącza się między 2640 x 1200 pikseli a 1760 x 800 px. Użyteczne rozwiązanie.

W obszarze roboczym wyświetlacza znajduje się też skaner linii papilarnych. Widać, że producent robił wszystko co w jego mocy, by umiejscowić go tak, by był on świetnie zlokalizowany dla jak największego grona odbiorców, wychodząc z prostego założenia, że nie każdy ma duże dłonie. W mojej opinii, czytnik jest trochę za wysoko, ale doskonale rozumiem też, że dla większości takie miejsce będzie o wiele lepszym wyborem niż dla osób, które mają duże dłonie. O samym czytniku opowiem Wam naturalnie nieco później. Chcąc podsumować wyświetlacz, nasuwa mi się tylko jedno słowo – rewelacja.

Huawei P40 Pro – jak działa? (Oprogramowanie i kultura pracy)

Nie mam się zbytnio do czego doczepić. EMUI 10.1 faktycznie jest niezwykle szybkie i intuicyjne. Może i w Polsce – za sprawą niezbyt rozbudowanego ekosystemu Huawei – nie wykorzystamy wszystkich nowości, jakie daje ten soft, ale trudno nie docenić jego bardzo zaawansowanych możliwości personalizacji. Mało jest w P40 Pro elementów, których nie możemy dopasować pod siebie. Zarówno w kwestii siatki aplikacji, wyboru struktury menu, jak i animacji. Dla osób, które lubią czasem pogrzebać w ustawieniach to świetna sprawa.

Kirin 990 z 8 GB pamięci RAM wystarcza w zupełności. AppGallery i zewnętrzne sklepy z aplikacjami już teraz dają dostęp do wielu ciekawych gier, które bez chwili zawahania śmigają na najwyższych detalach. Pokazuje to dość dobrze, że firma wie co robi i w kwestii wydajności Huawei nie ustępuje innym firmom. Zaryzykowałbym nawet dość przewrotną tezę, wedle której „uwolnienie” telefonu od ekosystemu Google mogło zapewnić nieco lepszą wydajność. Miałem przez pewien czas Mate’a 20 Pro (a jeszcze wcześniej P9 i P10) i pamiętam, że po pewnym czasie smartfony zaczynały lagować. Tutaj tego problemu nie ma. A naprawdę starałem się zmusić urządzenie do tego, by złapało zadyszkę.

Smaczkiem, który niezwykle doceniam, są wreszcie należycie potraktowane przez firmę elementy Always On Display. Możemy dopasować je do naszych oczekiwań na naprawdę wielu płaszczyznach, co niezwykle mi się podoba. Chwali się też obecność gestów, na czele z podwójnym tapnięciem w ekran i ruchami nad ekranem, na przykład, gdy chcemy przewijać stronę widoczną w przeglądarce – fajny bajer. Polubicie też wielozadaniowość, którą wniosło EMUI 10.1. Podzielenie obszaru roboczego w celu jednoczesnego podglądu na przykład okna przeglądarki i kalkulatora to użyteczna funkcja. Mimo wszystko, wciąż można ją ulepszyć.

Huawei P40 Pro – usługi Google (Google Mobile Services)

Niech to wybrzmi – nie, nie ma tutaj domyślnie preinstalowanych usług Google’a, a więc między innymi Gmaila, YouTube’a czy przeglądarki Chrome. Mamy zamienniki od Huawei, a za sprawą zewnętrznych sklepów z aplikacjami szybko możemy uzyskać dostęp do wielu programów i usług, które dla wielu osób mają znaczenie absolutnie priorytetowe. Mam tu na myśli choćby Netflixa czy Spotify. Po prostu można je pobrać jako pliki .apk i zainstalować.

Ta sama reguła dotyczy wielu gier, ale te, które są kompatybilne z Google Play mogą nie działać w pełni. Uczciwie przyznam, że dla pro-graczy może to być pewnego rodzaju utrudnienie. Możecie też zapomnieć o kompatybilności z wieloma usługami bankowymi i płatnościami bezgotówkowymi z wykorzystaniem NFC. Chyba, że korzystacie z banku, który zdecydował się wesprzeć ekosystem Huawei i jego aplikację można pobrać oficjalnie z AppGallery.

Huawei P40 Pro ekran
Fot: własne

Czy życie bez GMS jest możliwe? Zdecydowanie. Czy jest to życie pełne kłopotów i narastającej irytacji? Niekoniecznie, ale nie ukrywam, że czasem brakowało mi Map Google. W zasadzie dla całej reszty usług bez trudu znalazłem dobre zamienniki. Wiem, że są inne nawigacje, ale do Map przywykłem tak mocno, że każde oprogramowanie innej firmy wydaje mi się być nieintuicyjne. No tak po prostu wyszło, zdarza się 🙂

Można „nieoficjalnie” wrzucić usługi GMS w ten ten telefon, tak samo jak w Mate’a 30 Pro czy inne smartfony z serii P40. Ja się na to nie zdecydowałem – i raczej się nie zdecyduję – bo podoba mi się ewolucja HMS, czyli autorskiego oprogramowania od Huawei i nie ukrywam, że kibicuję producentowi. Duopol, kiedy na rynku panoszy się tylko dwóch wielkich zawodników nie służy nikomu poza tą dwójką. Właśnie dlatego daję Huawei szansę i już od pewnego czasu na stałe korzystam z jednego ze smartfonów, które nie mają usług Google na pokładzie.I wiecie co? Żyję i mam się całkiem dobrze 😉

Huawei P40 Pro – biometryka

Skaner odcisków palców. Jak już wiecie, dla mnie ulokowany jest trochę za wysoko, ale wiem, że „typowy użytkownik” raczej doceni wysoko zawieszony czytnik linii papilarnych. Właśnie dlatego nie uznaję tego za wadę. Sam moduł jest niezwykle szybki. Przez moje dłonie przeszło kilka telefonów konkurencyjnych firm i podtrzymuję swoją deklarację że w tej chwili czytniki od Huawei mają w mojej ocenie najlepszy współczynnik dokładności do czasu odblokowania. P40 Pro świetnie wpisuje się w ten trend.

Polecam skonfigurować Wam swoją twarz wzorcową. Cała procedura trwa zaledwie chwilę, a efekty są więcej niż dobre. Jeśli zeskanujecie swoją twarz w dobrym świetle, to zapewniam Was, że o czytniku linii papilarnych będziecie mogli zapomnieć. Co ważne, technologia bajecznie radzi sobie niemal w każdych warunkach. Nie jest też podatna na oszukiwanie. Próbowałem starego sposobu ze zdjęciem i smartfon pozostał niewzruszony. Jest naprawdę dobrze.

Huawei P40 Pro ekran
Fot: własne

Podoba mi się też to, że nawet najmniejsze poruszenie Huawei P40 Pro na stole od razu skutkuje podświetleniem ekranu, włącza się ikonka czytnika linii papilarnych (gdyby ktoś nie mógł zapamiętać, gdzie on jest) i rusza technologia, która odpowiada za odblokowanie telefonu z użyciem naszej twarzy. Dla osób, które migrują ze smartfonów, które miały fizyczny skaner linii papilarnych (lub wcale go nie miały) to takie małe-wielkie ułatwienie, które warto odnotować po stronie atutów.

Huawei P40 Pro – głośnik i jakość audio

Przepraszam, że tak bezpośrednio, ale wkurza mnie to, że producent po prostu sam sobie strzela w stopę. To trochę tak, jakby stworzyć super piłkarza, który ma wszystkie predyspozycje do tego by móc grać na każdej pozycji na boisku, ale nie dać mu jednego buta. Nie wiem, jak to wyrazić inaczej, żeby ktoś z Huawei, kto (być może) będzie czytał tę recenzję zrozumiał, że pojedynczy głośnik we flagowcu to po prostu słaby pomysł.

O ile pamiętam, problem ciągnie się za firmą już od Huawei P9. Nie wiem czy gdzieś po drodze pojawiła się stereofonia, ale zapewniam Was, że 2020 rok i cena wyjściowa, która kształtuje się na poziomie ponad czterech tysięcy złotych wręcz zasługuje na stereo. Konkurencja nie ma problemu z wdrożeniem podwójnego głośnika odpowiadającego za muzykę i brzmienia od kilku dobrych lat, a Huawei swoim kolejnym super-telefonom wciąż daje tylko tego jednego symbolicznego buta. Nie wiem skąd taki pomysł, po prostu tego nie rozumiem.

Maskownica ma dość nieduży obszar roboczy, a więc w grach można ją dość łatwo przesłonić dłonią i cała zabawa nagle zaczyna tracić na znaczeniu. Doceniam tryb wzmacniacza dźwięku, gdzie telefon można zmienić w zdalny mikrofon (to jedna z nowości, jaką wdrożyło EMUI 10.1) ale naprawdę, można było rozwiązać brzmienie P40P o wiele lepiej. Nie podoba mi się też znikoma dostępność trybu korekty dźwięku. Nie udało mi się znaleźć nawet Equalizera. Jest Huawei Histen, ale działa on tylko dla słuchawek, które – nota bene – musimy wpiąć do USB-C, bo firma wycięła audio 3,5 mm. To kolejna decyzja, która wzbudza kontrowersje. No, nie wiem, nie wiem…

Czas pracy Huawei P40 Pro

Duża pochwała za tryb szybkiego – 40 W – ładowania. Można zasilić smartfon do stu procent w godzinę. To bardzo dobry wynik. Jeśli aktywnie korzystacie z telefonu na przykład w pracy, to w ciągu jednego spotkania z klientem można na spokojnie zasilić całe ogniwo i dalej ruszać w trasę. Urządzenie wspiera też ładowanie bezprzewodowe, jednak to – z dość oczywistych względów – trwa trochę dłużej. Osobiście polecałbym Wam ładowanie „po kablu” – jest szybciej, tak po prostu.

Jakie wyniki można wykręcić na jednym cyklu ładowania? Sporo zależy od modelu pracy, rozdzielczości i tego, czy wybierzecie 90 Hz czy 60 Hz tryb pracy ekranu. Powiedziałbym, że w najniższej rozdzielczości, przy 60 Hz niemal zawsze bez trudu przetrwacie cały aktywny dzień, kiedy telefon będzie użytkowany często, nawet na łączności LTE. Nie raz i nie dwa udawało mi się dobić do ośmiu godzin, kiedy nie stroniłem nawet od nawigacji, która pożera akumulator w zaskakująco szybkim tempie. To świetny wynik.

Na 90 Hz, wysokiej jasności i podwyższonej rozdzielczości czas ten przeważnie spadał o około dwie godziny, zdarzało się, że nieco więcej. Wciąż są to wyniki bardzo dobre. Jeśli macie dostęp do WiFi, to spokojnie można wyjść z założenia, że nawet nagrywanie wideo, robienie wielu zdjęć, granie w gry czy oglądanie materiałów VOD zapewni Wam wyniki, które uznacie za dobre. A jeśli telefon się rozładuje, to „po kablu” w pełni zasilicie go w godzinkę. Huawei umie w akumulatory i P40 Pro dobitnie to potwierdza.

Huawei P40 Pro – aparat i jakość zdjęć

50 Mpix (f/1.9, PDAF, OIS) + 12 Mpix (teleobiektyw) + 40 Mpix (f/1.8) + 3D ToF po prostu musi robić wrażenie. Chcę też przypomnieć, że zdaniem DxOMark jest to w tej chwili najlepszy foto-smartfon, jaki mamy na rynku. Nie jestem tym zdziwiony. Urządzenie potrafi wykręcić bajecznie wyglądające materiały foto i wideo i jest to fakt, który bardzo trudno poddać w wątpliwość. Przypomnę też, że maksymalne przybliżenie wynosi x50, choć raczej nie będziecie z niego korzystać często. A jeśli już skorzystacie, to wcześniej zachęcam kupić sobie statyw, bowiem zabawa na takim przybliżeniu z ręki to więcej męki i irytacji niż frajdy.

Aplikacja aparatu jest świetnie spasowana i oferuje wiele trybów, które dla miłośników fotografii mobilnej będą prawdziwą perełką. Kolejno (od lewej do prawej) mamy takie karty:

  • Przysłona (od f/0,95 do f/16),
  • Nocne (z możliwością manipulowania ISO i czasem naświetlania – rewelacyjny tryb, bardzo polecam),
  • Portret,
  • Zdjęcie (domyślny tryb pracy),
  • Film (z opcją dynamicznej zmiany kąta (szeroki – x1  i dalej, aż do x15),
  • Pro (dla fanów zdjęć to jak spełnienie marzeń – można tu osiągnąć dużo, ale trzeba poćwiczyć),
  • Więcej.

W tym ostatnim schowano między innymi zwolnione tempo, panoramę, fotki czarno-białe, AR, HDR, naklejki, skanowanie dokumentów, Pod wodą, Widok Podwójny i Wysoką rozdzielczość, która maksymalnie zapewnia fotki w wyjściowym rozmiarze 50 Mpix, które będą ciekawą opcją do dalszej edycji w profesjonalnym oprogramowaniu. Naprawdę, jest tutaj tyle opcji, że na ich poznanie trzeba poświęcić naprawdę dużo czasu.

Chcę jednak w tym miejscu zaznaczyć, że jest to rewelacyjne oprogramowanie zarówno dla amatorów, którzy chcą po prostu wyjąć smartfona z kieszeni i „cyknąć” zdjęcie, jak i dla tych, którzy idealnego kadru potrafią szukać godzinami. Właśnie to jest niesamowita siła i największy atut Huawei P40 Pro. To telefon niemal uniwersalny, przynajmniej dla osób, które na pierwszym miejscu stawiają fotografię i wideo.

Huawei P40 Pro – zakres rozdzielczości wideo:

  • 4K w formacie 16:9,
  • 1080p przy pełnym ekranie,
  • 1080p w formacie 16:9,
  • 1080p w formacie 21:9,
  • 720p w formacie 16:9.

Można też dopasować szybkość klatkażu między 30 a 60 FPS. Ciekawostką z którą chyba się jeszcze nie spotkałem jest tryb wydajnego formatu wideo, który konwertuje materiał i zmniejsza jego rozmiar nawet o 35%. Zanim aktywujecie ten tryb, pamiętajcie, że tak skonwertowany plik może nie ruszyć na innych urządzeniach, na przykład na telewizorze czy laptopie.

Są oczywiście filtry i te dziwne upiększenia, jakie Huawei rozwija od wielu lat. Można wygładzić zmarszczki w taki sposób, że nawet najlepsza szpachla i polecany przez wszystkich majster nigdy nie osiągnąłby takich efektów. Coś mi jednak podpowiada, że grono osób, które kupią P40P dla „efektu szpachli” będzie niewielki. Może to i lepiej? Telefon naprawdę oferuje wiele i pod kątem fotografii mobilnej wgniata w fotel.

Niezwykle miło mi też poinformować o tym, że kamera selfie jest (niemal) wolna od „efektu uszu zombie” jaki występował w Mate 30 Pro w trybie scenicznym. Zdjęcia z przedniej kamerki są szczegółowe, ostre i niezwykle wyraźne nawet w słabym świetle. Trudno tutaj napisać coś odkrywczego. Po prostu widać jak na dłoni, że 32 Mpix kamerka ulokowana w obszarze roboczym wyświetlacza wykonuje równie dobrą rolę co optyka główna.

Przeprowadziliśmy też foto-pojedynek, gdzie P40 Pro mierzył się z Mate 30 Pro i Samsungiem Galaxy S20 Ultra. Jeśli ciekawi Was, jak urządzenie poradziło sobie z tą konkurencją, zapraszam Was do kliknięcia tutaj. Czeka tam na Was sporo fotek zrobionych tym smartfonem.

Huawei P40 Pro – podsumowanie (czy warto kupić?)

Chciałbym napisać „pędźcie, kupujcie, bo to telefon idealny”, bo uważam, że producent został bardzo pokrzywdzony na skutek wojny handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Niestety, ale nie mogę tego zrobić, bo do ideału troszkę zabrakło. Dobra wiadomość jest taka, że – naprawdę – brakuje bardzo mało, ale nie da się nie dostrzec tego, że niemal każdy flagowiec od konkurencji po prostu gra lepiej. Nawet nie że głośniej, ale lepiej, bo stereofonia z założenia lepiej zarządza dźwiękiem. Jest to zarazem mój główny zarzut, jaki mam do tego sprzętu.

Ekran jest wybitny, po prostu świetny. Nie wiem, czy czterostronne zagięcie go było konieczne, ale dobra, nawet w tej kwestii Huawei zdołał się w moich oczach obronić. EMUI 10.1 jest bardzo dobrą nakładką, która na dodatek jest świetnie zoptymalizowana. Bez chwili zawahania stwierdzę, że to absolutne TOP3 w świecie Androida, a to naprawdę duża rekomendacja z ust kogoś, kto przeszedł przez całą tę wielką ewolucję ekosystemu Androida i pisze o nowościach z branży tech przez niemal 10 lat.

Huawei P40 Pro ekran
Fot: własne

Akumulator także na plus. Aparat? Tutaj mogę tylko zgodzić się z DxOMark. Dla mnie to także najlepszy zestaw matryc, jakie obecnie są na rynku. Uważam jednak, że jeśli zdecydujecie się na prawie dwukrotnie tańszego Mate’a 30 Pro, to niemal nie odczujecie różnicy. Wiem, zoom x50 to więcej niż x30. A czy będziecie korzystać z tego trybu codziennie? Nie wydaje mi się 🙂 Jakość wideo w obu urządzeniach także jest porównywalna, jednak ze wskazaniem na P40P.

Cichym bohaterem, o którym powinienem był napisać wcześniej jest naturalnie moduł 5G. To ogromny atut i nie zdziwię się, jeśli wielu z Was skłoni się ku temu urządzeniu właśnie ze względu na tę technologię. Niestety, nie miałem jak jej przetestować, ale zawsze to dobrze, że urządzenie danego producenta – w tym przypadku, Huawei – jest gotowe na rewolucję w zakresie łączności, która w Polsce najprawdopodobniej dokona się między 2021 a 2022 rokiem.

Nie mogę uznać braku usług Google za wadę, bo decyzja zapadła ponad głowami dyrektorów i prezesów Huawei. Oni po prostu zostali postawieni przed faktem dokonanym i musieli przedsięwziąć kroki zaradcze. Bardzo doceniam ruchy, jakie wykonała firma. Jeśli wiecie, że jesteście Googlersami pełną gębą i obawiacie się tego, że za jakiś czas nawet te nieoficjalnie wgrane usługi GMS będą zablokowane, nie ryzykujcie. Wciąż możecie kupić w dobrej cenie P30 Pro. Jeśli – jak ja – możecie nauczyć się żyć bez Gmaila i polubicie zamienniki, to po jakimś czasie być może dostrzeżecie nawet ich przewagę nad tym, co oferują „zwykłe” telefony z Androidem na pokładzie.

W mojej opinii jest to w wielu kwestiach wyróżniające się, rewelacyjne urządzenie dla każdego, kto nie jest Googlersem i… melomanem 😉

W tym miejscu chcę też podziękować sieci x-kom, która wypożyczyła urządzenie na testy. Drodzy, serdecznie dziękuję w imieniu całej redakcji Cododomu.pl – rządzicie 🙂 Jeśli urządzenie Was zainteresowało, to możecie kupić je właśnie w tej sieci. Z pełną ofertą zapoznacie się tutaj.

x-kom logo

Jeśli tekst się podobał i uznacie, że może on komuś podjąć w podjęciu decyzji, będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnicie go w swoich social mediach 🙂

Powiązane