Mogłoby się wydawać, że w tak niszowym segmencie rynku, jak pieczątki, nie dzieje się zbyt wiele. Ot, co najwyżej jakieś pozorne nowości, które nigdy nie wychodzą poza entuzjastów branży. Do niedawna może i tak było. A potem przyszedł Colop i wywrócił cały ten ład do góry nogami. Czy E-mark to przyszłość tej branży?
Wypada rozpocząć od dość ciekawej prezencji pieczątki w internecie. Można tam natrafić na porównania typu „mini drukarka” czy „mini przenośna drukarka”. Powiedziałbym, że są to sformułowania, które są odrobinę na wyrost. Na szczęście producent nie owija w bawełnę i stwierdza wprost, że jest to pieczątka nowej generacji. Te słowa zdają się być o wiele bliższe prawdy. No, ale nie można było liczyć na nic innego. Ostatecznie, Colop ma na rynku długi, bo ponad trzydziestoletni staż.
Colop E-mark: wykonanie i pierwsze wrażenia
Pieczątka składa się z dwóch podstawowych części: urządzenia oraz stacji, tak zwanego dock’a. Obudowa urządzenia wykonana jest z dobrej jakości plastiku. Szczególnie zapadnie Wam w pamięć pasek z ledowym podświetleniem, który robi tutaj naprawdę świetną robotę. Górny moduł obudowy jest zdejmowalny – pod nim znajduje się podajnik na tusz, który co jakiś czas trzeba będzie wymieniać. Producent daje do wyboru dwie wersje kolorystyczne: czarną oraz białą.
Trudno powiedzieć coś odkrywczego o przyciskach funkcyjnych, bowiem będziecie korzystali tylko z suwaka włączania i wyłączania urządzenia. Znajduje się on w dolnej części konstrukcji. Colop bardzo mądrze podszedł do tego elementu konstrukcji, bowiem stacja dokująca ma w tym miejscu specjalną wypustkę, dzięki czemu w niemal każdych warunkach można szybko aktywować urządzenie. Nie zawaham się stwierdzić, że jest to najładniejsza pieczątka, jaką kiedykolwiek miałem w rękach. Bez dwóch zdań.
Jak to wszystko działa?
Kluczową rolę odgrywa wbudowany moduł łączności bezprzewodowej WiFi. Łączy się on z naszymi smartfonami lub laptopem. Producent przygotował dedykowaną aplikację zarówno na platformę od Apple, jak i na Androida. Po zainstalowaniu wybranej apki oraz konfiguracji urządzenia, łączymy się z E-markiem i możemy rozpocząć pracę. Muszę jednak w tym miejscu zauważyć, że aplikacja na Androida nie tyle co jest zła, ale wymaga od użytkownika nieco więcej cierpliwości i samozaparcia.
Gorąco rekomenduję Wam też wydrukowanie strony testowej, bowiem właśnie tam będziecie mogli odnaleźć swoją indywidualną nazwę pieczątki i hasło do niej. Obie te wartości są niezbędne do połączenia aplikacji z pieczątką. Trochę szkoda, że firma nie ulokowała tutaj modułu NFC, jednak wydaje mi się, że jest to taka trochę wada na siłę. Kto wie, może w kolejnej generacji sprzętu pojawi się takie udogodnienie.
W ramach aplikacji można skorzystać z gotowych, przygotowanych przez producenta grafik, których jest całkiem sporo. Mamy tu takie kategorie, jak emotikony, numerowanie, frazy motywacyjne, słowa uznania czy życzenia. Naprawdę, wybór jest duży i widać, że ktoś starał się podejść do tej kwestii nie od strony producenta sprzętu, ale użytkownika końcowego. Dla mnie to duży atut. Możemy też importować swoje własne grafiki i to chyba jest ta cecha, która może przesądzić o sukcesie E-marka.
Do „pamięci pieczątki” (jakkolwiek futurystycznie to brzmi 😉 ) możemy wgrać trzy własne frazy. Mogą to być grafiki, logo firmy czy nasze własne emotikony. Ogranicza nas tutaj tylko wyobraźnia. Jeśli uznamy, że dana grafika jest nam niepotrzebna, można szybko ją usunąć i w jej miejsce wgrać nową, która w danej chwili jest nam niezbędna. Brzmi to wszystko bardzo prosto i w zasadzie takie jest, jednak obsługę aplikacji trzeba sobie przyswoić.
Użytkownicy Androida – jak ja – powinni zaprzyjaźnić się z wrzucaniem lików na E-marka nie tyle co z poziomu aplikacji i dedykowanej funkcji, ale raczej galerii zdjęć wraz z dalszym udostępnieniem obrazu do programu e-mark. Uwierzcie mi, tak jest po prostu szybciej i wygodniej.
Colop E-mark: drukowanie
Największą frajdą, która wynagradza pewne mankamenty aplikacji jest oczywiście sam proces drukowania. Co tu dużo pisać, po prostu przykładacie pieczątkę do kartki, przeciągacie szybko od lewej do prawej i voilla, gotowe! To absolutnie świetne rozwiązanie, które jest tak banalnie proste, że każdy powinien sobie poradzić z „drukowaniem” z E-marka w kilka chwil. Miłym akcentem jest też to, że pieczątka jest od razu gotowa do pracy, nie trzeba na nią czekać.
Docenicie też to, że ostatnia grafika zostaje w pamięci Colop E-mark nawet po rozłączeniu sprzętu z siecią WiFi, więc spokojnie można drukować – dajmy na to, że logo firmy – z marszu, na spotkaniu biznesowym, nie martwiąc się przy tym o to, czy akurat na tym telefonie mamy aplikację lub czy znamy login i hasło. Sprzęt potrzebuje bardzo małego rozbiegu, ma też wbudowaną funkcję szybkiego czyszczenia. Zanim jej użyjecie, polecam położyć pieczątkę (bez stacji dokującej) na dwóch-trzech kartkach papieru.
…a jak trzyma bateria?
Wypada poinformować Was o tym, że sprzęt ma dwie możliwości ładowania. Możemy skorzystać ze stacji dokującej, którą wpinamy do prądu z wykorzystaniem dołączonej do zestawu, ładowarki. Wtedy każde odłożenie pieczątki na „matkę” będzie skutkowało tym, że będzie ona stopniowo się ładować. Jest też druga opcja. Pieczątka ma wbudowany litowo-polimerowy akumulator. Producent deklaruje, że sprzęt wytrzymuje z dala od ładowarki do 4 godzin i 30 minut i muszę odnotować, że są to dość wiarygodne statystyki.
Znacząco można wydłużyć czas pracy, gdy wyrobimy sobie nawyk przełączania suwaka do pozycji „Off”, jednak z doświadczenia wiem, że potrzeba na to kilku dni. Stan naładowania ogniwa możemy szybko podejrzeć – a jakżeby inaczej – w aplikacji. Podsumowując żywotność na jednym cyklu ładowania, określam ją mianem dobrej, zadowalającej. Kończąc, pozwolę sobie nadmienić, że ładowanie E-marka od 0-100% zajmuje niecałe trzy godziny.
Colop E-mark: podsumowanie
Zarówno ja, jak i żona bardzo chcieliśmy przetestować to urządzenie. W dużej mierze po to, by odpowiedzieć na pytanie, czy taka pieczątka nowej generacji to fanaberia, przerost formy nad treścią, czy realna pomoc, która sprawdzi się zarówno w domu, jak i w firmie. Diagnoza jest dość prosta. Dla firmy jest do po prostu świetna inwestycja. Nie chodzi mi nawet o to, aby podbijać nią dokumenty, na których podpisuje się prezes. Chodzi o szeroko rozumiany wymiar marketingowy.
Natychmiastowa podmiana grafiki pozwala wysłać E-marka w bój do działu PR, na magazyn czy do sekretariatu, gdzie w prosty sposób każdy pracownik będzie mógł zoptymalizować pieczątkę pod swoje preferencje. Właściciele firm mogą też patrzeć na E-marka przychylnie z jednego prostego względu: jeśli akurat trzeba podbić dokument pieczątką, a ta jest w innym biurze, to odpada nam bieganie i poganianie kolegów i koleżanek. Wystarczy wgrać interesującą nas grafikę i można szybko wykonać zleconą pracę.
Co do użytku domowego, wiele zależy od nas samych. Żona to gadżeciarz, który uwielbia personalizować rzeczy. Często widziałem E-marka w akcji podczas nadrukowywania bilecików prezentowych, podczas opisywania grafik na słoik z konfiturami czy z sokiem. Podejrzewam, że gadżet może też pomóc w projektach szkolnych. Podsumowując, wiele wskazuje na to, że producentowi naprawdę udało się stworzyć pieczątkę przyszłości. Zanim ta przyszłość nadejdzie i stanie się powszechna, firma akurat może poświęcić ten czas na usprawnienie swojej dedykowanej aplikacji.
Nie da się też nie wspomnieć o cenie – 1500 złotych, to kwota, która dla wielu wciąż może być zaporowa. Na szczęście technologiczne nowości niemal zawsze mają jeden wspólny mianownik – tanieją dość szybko. Pozostaje mieć nadzieję, że Colop E-mark już niebawem będzie do kupienia w nieco niższej kwocie.