Tematem smart domu interesuję się już od jakiegoś czasu, ale tak zaawansowanego rozwiązania jak zestaw Philips Hue jeszcze nie miałem. Zdecydowanie jest to jedna z ciekawszych propozycji na rynku, niestety również dość droga. Postanowiłem sprawdzić czy w takim razie warto postawić na te urządzenia.
Małe mieszkanie i bardzo bogaty zestaw
Muszę przyznać, że Philips bardzo mnie w tym przypadku rozpieścił, ponieważ na start dostałem zestaw startowy Philips E27 o zniewalającym numerze kodowym 8718696728796. W jego skład wchodzą 3 żarówki RGB, regulator oraz mostek. Całość przyozdobił czujnik ruchu oraz lampa biurowa Iris. Wszystkie te urządzenia są warte nieco ponad 1100 złotych, więc do kawalerki jest to bardzo bogaty zestaw… chociaż jak to zwykle bywa, spokojnie mógłbym go jeszcze rozbudować.
Co na początek? Zestaw startowy E27!
W moim zestawie startowym znalazły się 3 kolorowe żarówki E27, ściemniacz oraz mostek. Ten ostatni jest mózgiem wszystkich urządzeń z serii Hue i niezależnie od wybranych produktów, warto w niego zainwestować. Wystarczy podłączyć go do prądu oraz internetu po kablu RJ-45, a konfiguracja nowych funkcji czy sprzętów odbywa się błyskawicznie. W większości przypadków wystarczy nacisnąć przycisk na środku. Dodać muszę, że maksymalnie można podpiąć aż 50 urządzeń.
Jeśli chodzi o moje wrażenia z użytkowania, najlepszą oceną niech będzie to, że przez ostatnie kilkanaście dni w ogóle nie pamiętałem o mostku. Po sparowaniu wszystkiego działał w tle i nie miałem z nim żadnych problemów. Wydaje mi się, że to świetna rekomendacja. Ostatecznie, w smart-produktach chodzi właśnie o to, aby to one wykonywały te wszystkie niewdzięczne zajęcia za nas, byśmy mogli skupić się na tym, co sprawia nam przyjemność.
Najważniejsza część zestawu – żarówki
To bez wątpienia żarówki ze standardowym gwintem E27 są najbardziej zauważalnym, a przez to najważniejszym elementem tego zestawu. Ich największą zaletą jest łatwość montażu – wystarczy wykręcić poprzednią żarówkę i wkręcić tą. Następnie trzeba je wyszukać w aplikacji, a gdyby był z tym problem, można spisać numer seryjny, który znajduje się na każdej sztuce. W moim przypadku podłączenie całej trójki zajęło kilka minut.
Każda z nich ma do wyboru kilka wariantów świecenia. Oczywiście najbardziej podstawowym jest światło białe o różnej temperaturze barwowej. Dzięki temu możemy uzyskać odcienie od zimnej bieli wpadającej w błękit, poprzez jej dużo cieplejszy wariant, a kończąc na wyraźnie żółtym kolorze. Z tego rozwiązania będziecie korzystać najczęściej. Białe światło jest też bardzo ważne dla naszego zdrowia, dlatego warto poświęcić trochę czasu na skonfigurowanie go pod siebie. Cieszy, że sprzęt od Philipsa pozwala tutaj na naprawdę sporo.
Światła o różnej temperaturze barwowej sprawdzają się świetnie w zależności od pory dnia czy też pomieszczenia. Nad ranem potrzebuję bardzo jasnego światła, ale już wieczorem zdecydowanie preferuję cieplejsze kolory. Nie wiem czy pomagało mi to zasypiać (ponieważ pod tym względem prowadzę bardzo nieregularny tryb życia), ale ustawiałem bardziej żółte kolory przed pójściem spać. Dzięki temu nadal mogłem coś zrobić, a jednocześnie nie męczyłem oczu bardzo ostrym światłem. Nawet smartfony mają filtr światła niebieskiego, więc czemu nie wprowadzić tego w domu?
Oczywiście na testy dostałem wariant RGB, co oznacza, że mogłem wybierać spośród 16 milionów kolorów. To rozwiązanie jest o tyle ciekawe, że mogę zrobić ze światłem praktycznie wszystko. Przy kilku żarówkach w pomieszczeniu jestem w stanie wybrać jedną ze scen, która dopasuje mi oświetlenie całościowo, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby każda z nich świeciła na inny kolor.Czy jest to przydatne? Na co dzień zdecydowanie, ale działa szybko, efektownie i sprawia – przynajmniej na początku – dużo frajdy.
Nie wiem czy ktoś zdecydowałby się pracować przy mocnym czerwonym, zielonym lub niebieskim świetle, ale na zdjęciach wygląda to bardzo ciekawie. Zdecydowanym plusem jest sporo zdefiniowanych scen, które za nas dobiorą odpowiednie natężenie światła do konkretnej pory dnia, czynności czy klimatu. Zarówno ja, jak i narzeczona dość szybko przyzwyczailiśmy się do niego innego światła, niż ze standardowych żarówek.
Ściemniacz i czujnik
Regulator przyciemnienia jest – w pewnym uproszczeniu – nieco bardziej rozbudowanym włącznikiem światła. Wygląda jak mały pilot z czterema przyciskami i ma całkiem sporo opcji montażu. Oprócz przykręcenia go do ściany, będziecie mogli przykleić go na zamontowanej taśmie dwustronnej, czy też przywiesić do metalowych elementów, ponieważ na pleckach ma dwa magnesy. Co istotne, montujecie sam uchwyt, gdyż pilot cały czas będziecie mogli z tego wyjąć. Wszystko również trzyma się na magnes i sprawia wrażenie bardzo trwałego.
Na pilocie macie przycisk do wyłączania, rozjaśniania, ściemnienia oraz włączania. Ten ostatni jest najciekawszy, gdyż w aplikacji można ustalić jakie ustawienie włączy się po pierwszym, drugim, trzecim, czwartym, a nawet piątym naciśnięciu. Będąc całkiem szczerym, dość mało z niego korzystałem, gdyż głównie używała go moja narzeczona. Ja posługiwałem się aplikacją.
Dodatkowo dostałem również czujnik ruchu, o którym można powiedzieć w zasadzie tyle, że działa bardzo dobrze. Tyle mogę powiedzieć. Mam niestety za małe mieszkanie, żeby móc wykorzystać jego potencjał, więc z blogerskiego obowiązku sprawdziłem czy zachowuje się tak jak powinien i wszystko było z nim w porządku. Oczywiście również możecie skonfigurować go w aplikacji.
Philips Iris, czyli niestandardowa lampka biurkowa
Philips Iris zdecydowanie nie przypomina standardowej lampki na biurko. Wyglądem przypomina raczej reflektor, ale daje mocno światło we wszystkich kolorach tęczy :). Ustawienia są niemal takie same, jak przy żarówkach, z wyłączaniem konfiguracji barwy światła. Producent pominął tę opcje, co w mojej ocenie nie jest dużą wadą, gdyż tego typu lampki raczej nie stosuje się jako podstawowego oświetlenia pokoju.
Jej niestandardowy kształt wydaje się na pierwszy rzut oka ciekawy, lecz niepraktyczny, ale to moim zdaniem mylna ocena. Wieczorami pracowałem głównie przy niej i dla mnie było to w zupełności wystarczające światło. Co więcej, możliwość ustawienia dowolnego koloru przydała mi się kilkukrotnie podczas robienia zdjęć smartfonom.
Aplikacja na smartfonie i komputerze
Moim zdaniem aplikacja Philips Hue jest przejrzysta i prosta. Podstawowe funkcje są widoczne zaraz po włączeniu, a znalezienie kolejnych zajmuję chwilę. Kilkoma kliknięciami można zmieniać kolory, ustawiać harmonogramy, łączyć się zdalnie z oświetleniem, tworzyć nowe sceny (nawet na podstawie naszych zdjęć), konfigurować pomieszczenia czy akcesoria. Jest tego całkiem sporo, ale nawet przy pierwszym kontakcie udało mi się wszystko ustawić.
Na stronie producenta jest możliwość ściągnięcia również aplikacji na komputer z Windowsem lub systemem MacOS. Uważam, że to świetna sprawa, która pokazuje, że Philips podchodzi do inteligentnego domu wielotorowo. Kolejny plus. Z poziomu apki można też sterować domowym oświetleniem, chociaż mam wrażenie, że pracuje ona z lekkim opóźnieniem. W drastycznych przypadkach czekałem 2-3 sekundy na reakcję po zmianie wybranych parametrów.
Aplikacja ta również umożliwia synchronizację oświetlenia z grami, filmami oraz muzyką. Sprawdziłem to na przykładzie kilku utworów i było tak sobie. Zdarzało się, że oświetlenie całkiem przyzwoicie „czuło” rytm, ale przeważnie miałem wrażenie, że wszystko świeciło dość losowo, jedynie odrobinę trafiając w utwór. Może to ja jestem zbyt wymagający lub słucham dziwnej muzyki, ale nad tym elementem warto byłoby jeszcze popracować.
No dobra, ale jak się z tego korzysta na co dzień?
Jeśli mam być szczery, ciężko powiedzieć. Miałem już wcześniej inteligentne żarówki innej firmy, ale przez większość czasu korzystałem z nich jak ze zwykłych odpowiedników. Produkty z serii Philips Hue w nieco większym stopniu mnie do siebie przekonały, ale żeby dopasować je pod siebie, potrzebowałbym zdecydowanie więcej czasu… oraz własnych czterech kątów.
Największym problemem była na początku obsługa, gdyż ja miałem na telefonie aplikację, ale narzeczona używała zwykłych włączników. Sprawę częściowo rozwiązał pilot, ale do pełni szczęścia musiałbym zamontować go zamiast standardowego pstryczka. Siła przyzwyczajeń z kilkudziesięciu miesięcy mieszkania w tym miejscu jest zbyt silna, żeby z dnia na dzień przestawić się na w pełni inteligentne oświetlenie.
Najlepszym pomysłem byłoby dokupienie drugiego pilota, z czego jeden zawsze byłby przy wejściu, a kolejny np. przy łóżku czy biurku. Pewnym rozwiązaniem, które również będę rozważać przy swoim domu, jest podpięcie do wszystkie tabletu, który znacząco ułatwiłby domownikom korzystanie z oświetlenia. Jestem przekonany, że u siebie będę także korzystać ze sterowania komendami głosowymi, które działają przy Philips Hue bez zarzutu.
Kolejnym problemem, tym razem z mojej strony, jest nieregularnym tryb życia. Bardzo dużą zaletą takiego oświetlenia są harmonogramy, które pomagają w zasypianiu, budzeniu lub dobraniu odpowiedniego światła do naszych działań. W moim przypadku jest to niemożliwe do skonfigurowania, gdyż czasem kładę się po 24, a czasem idę spać grubo po 3. Teraz dochodzi 2 w nocy, a ja piszę dla Was ten tekst.
Użytkowanie takiego zestawu na co dzień, może znacząco usprawnić wiele spraw, ale konieczna jest dobra konfiguracja i przemyślany sposób kontroli. Philips oferuje sporo możliwości, ale zawsze trzeba skonfrontować je z domownikami, gdyż nie każdy będzie odpowiadać osobom, chcącym po prostu nacisnąć włącznik.
Czy potrzebne jest RGB?
Największym zarzutem do testowanych przeze mnie żarówek jest ich cena. Zestaw startowy z trzema żarówkami, włącznikiem i mostkiem kosztuje nieco ponad 700 złotych. Jest to dość spora kwota, a jeśli macie duże mieszkanie lub dom, będziecie musieli wydać jeszcze więcej. Każda kolejna kolorowa żarówka to wydatek ok. 200 złotych, a włącznik jakieś 70.
Alternatywą są żarówki Philipsa z serii Hue, ale bez RGB. Taki sam zestaw startowy można również kupić w wersji bez wielokolorowego podświetlenia i kosztuje on niecałe 500 złotych. Pojedyncze żarówki są tańsze o połowę (ich cena to ok. 100 złotych). Oczywiście będziecie mogli korzystać ze wszystkich wyżej wymienionych opcji, a zamiast 16 milionów kolorów, dostaniecie możliwość zmiany temperatury barwowej. Podczas codziennego użytkowania tylko to jest potrzebne.
Szczerze mówiąc z RGB korzystałem jedynie na potrzeby testu. Gdy po prostu używałem tych produktów, wystarczyła mi zmiana barwy światła.
Philips Hue – czy warto? (podsumowanie)
Moim zdaniem jak najbardziej tak. W swoim domu będę chciał wprowadzić trochę smart gadżetów, a żarówki są na szczycie listy. Wiem jednak, że nie wszędzie będę stawiać na wielokolorowe źródła światła, gdyż w zdecydowanej większości pomieszczeń nie będą one miały sensu. Szczególnie, że odpowiedniki z samą regulacją barwy światła mogę mieć o połowę taniej. Zresztą ostatnio opisywałem inne zestawy startowe Philips Hue, więc możecie wybrać taki, który byłby najlepiej do Was dopasowany.
Z drugiej strony, planując swoje biuro, będę chciał postawić na nieco kolorów. W niektórych miejscach RGB może mi się po prostu przydać i wtedy chętnie postawię na Philips Hue. Mam już nawet kilka pomysłów na wykorzystanie takiego światła, chociażby przy robieniu zdjęć.
Niekwestionowanym ulubieńcem stała się dość niespodziewanie lampka Philips Iris. Na początku patrzyłem na nią z lekkim dystansem. Nie sądziłem, że może okazać się przydatna, traktowałem ją raczej jako gadżet. Jednak po dłuższej chwili nie dość, że zastąpiła mi wieczorne światło, to jeszcze okazała się idealnym produktem przy robieniu zdjęć. Jeśli miałbym w tej chwili wydać na coś swoje pieniądze z tego zestawu, zdecydowanie to byłaby ona.
Po moich testach śmiało mogę powiedzieć, że produkty z serii Philips Hue są bardzo przyjazne dla użytkownika, dają odpowiednie światło i sporo możliwości konfiguracji. Jedynym poważnym minusem jest próg wejścia, ponieważ cenowo można znaleźć dużo atrakcyjniejsze propozycje. Wiele osób na początku nie będzie chciało inwestować w takie rozwiązanie, ponieważ będą woleli sprawdzić czy inteligentne oświetlenie jest w ogóle dla nich. Przez to mogą skreślić produkty Philipsa, a to byłby błąd.
Podsumowując, warto kupić, ale warto również poszukać na urządzenia z serii Philips Hue jakichś ciekawych promocji.