Rynek inteligentnych sprzętów, które mają ułatwić nam życie, rozwija się bardzo dynamicznie. Warto zwrócić uwagę na to, że maszyny z powodzeniem wyręczają nas z coraz większej ilości zajęć, pośród których można wymienić nawet zwykłe koszenie trawy.
Jeśli jesteście w tej komfortowej sytuacji, że macie do dyspozycji duży ogród, to wiecie, że – poza oczywistymi przyjemnościami – wiąże się to też z szeregiem obowiązków, pośród których tą najbardziej znienawidzoną czynnością jest właśnie koszenie trawy. Wiem co mówię, bowiem mimo tego, że mieszkam na blokach, to ogródek, jaki mam do dyspozycji, jest całkiem spory.
Koszenie trawy, to zajęcie, które z uporem godnym lepszej sprawy muszę wałkować raz na dwa-trzy tygodnie od drugiej połowy kwietnia, aż do później jesieni. Powiecie, że to wcale nie tak często. Oczywiście, w domu sprząta się częściej, jednak muszę tu dopowiedzieć o jednej, dość ważnej rzeczy: niestety, ale na pyłki traw mój nos reaguje niezbyt dobrze. Alergia, która sprawia, że do tego obowiązku podchodzę zwykle bardzo niechętnie.
Na szczęście, z pomocą przychodzi technologia. Roboty koszące cieszą się coraz większą popularnością i z roku na rok, można spotkać je przy coraz większej ilości domostw. Sprzęt tego typu zazwyczaj jest wolny od kabli, na które trzeba bardzo uważać, żeby przypadkowo nie przeciąć ich ostrzem kosiarki, bowiem mogłoby się to skończyć tragicznie.
Cena ma znaczenie
Nowoczesne roboty koszące mają wbudowane akumulatory litowo-jonowe, a dzięki wbudowanej nawigacji GPS i łączności GSM, sprzęt samodzielnie przemieszcza się po wskazanym obszarze. Urządzenia tego typu poradzą sobie nawet z pochyłym terenem. Brzmi to wszystko bardzo ciekawie i nie ukrywam, że z chęcią patrzałbym z mojego hamaka, jak takie urządzenie wykonuje całą tę pracę za mnie.
Na dobrą sprawę, nie jest to już nawet zbyt droga technologia. Oczywiście, bez trudu można kupić robota koszącego trawę nawet za więcej, niż 15 tysięcy złotych, jednak widać dość dobrze, że rynek zaczyna dzielić się na zastosowania profesjonalne i te, które można określić mianem domowych. W chwili obecnej, bez większego trudu można kupić taki sprzęt, który kosztuje mniej niż cztery tysiące złotych.
To wciąż o wiele więcej, niż zapłacimy za zwykłą kosiarkę, jednak odnoszę nieodparte wrażenie, że komfort, jaki daje taki sprzęt, z roku na rok będzie przekonywał do zakupu nawet te osoby, które są sceptyczne wobec technologii. Warto też zwrócić uwagę na to, że nawet tani robot koszący oferuje zadowalającą specyfikację techniczną.
Wystarczy wziąć za przykład robota Amico Tech1. Ma on na wyposażeniu ostrze o średnicy 15 cm, waży niewiele ponad 4 kilogramy, a – zgodnie z deklaracją producenta – powinien poradzić sobie ze skoszeniem obszaru do 600 metrów kwadratowych. W zależności od potrzeb, można zaprogramować cztery odrębne trawniki, które urządzenie zmapuje, by następnie przemieszczać się po nich bez problemów.
Ogniwo zasilające wystarcza na około 2,5 godziny pracy, a wysokość pracy ostrza możemy ustawić między 70 a 20 milimetrów. Urządzenie posiada też wbudowany przycisk bezpieczeństwa Start/Stop, a aktywujemy je poprzez wprowadzenie ustanowionego przez użytkownika kodu PIN. To szczególnie ważne, jeśli macie w domu dzieci i obawiacie się o ich bezpieczeństwo. Co by nie mówić, zdecydowana większość zwykłych kosiarek czy podkaszarek nie oferuje tej funkcji.
Wydaje mi się, że właśnie dzięki takim udogodnieniom, roboty koszące trawę na naszych ogródkach już za jakiś czas nie będą tylko i wyłącznie awangardą, ale powoli zaczną stawać się rozwiązaniem standardowym. Oby tylko ich cena była odrobinę niższa. Na pewno pomogłoby to w popularyzacji tej technologii w Polsce.
materiał partnera w oparciu o informacje ze strony, opracowanie własne