Od nieco ponad miesiąca, wiodącym tematem jest koronawirus COVID-19. Długo robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by nie wpisywać się w napędzanie tej całej spirali, ale tym razem sprawa jest dość poważna. Wyobraźcie sobie, że COVID-19 wpływa już nawet na rynek aplikacji mobilnych.
Koronawirus nie oszczędza nawet twórców aplikacji
Jakiś czas temu pisałem Wam, że chiński rząd zablokował grę Plague Inc na iPhonach. Wydawało mi się, że przez długi czas nikomu nie uda się przebić tego dokonania. Cóż… byłem w błędzie i muszę uderzyć się w pierś, bowiem dyrekcja Apple postanowiła, że spróbuje pokazać chińskiemu rządowi, jak blokować aplikacje z rozmachem. Żeby było jeszcze ciekawiej, Google wcale nie stoi z boku i nie ogranicza się do biernego zerkania kątem oka na to, co wyprawiają w Cupertino.
CNBC poinformowało, że Apple wprowadziło naprawdę solidne obostrzenia. Aplikacje poświęcone koronawirusowi COVID-19 będą publikowane z zastrzeżeniem, że wydarzy się to tylko wtedy, gdy za takim programem będą stały na przykład rządy lub szpitale. Patrząc na to nieco szerzej, wydaje się, że najlepiej określić twórców mianem organizacji pożytku publicznego. Mimo tego, że idea jest jak najbardziej słuszna, to trudno oprzeć się wrażeniu, że Apple mogło niechcący wylać dziecko z kąpielą.
Okazuje się, że niektóre z aplikacji, które były cenione przez społeczność użytkowników iOS, wykorzystywały publicznie dostępne dane, na przykład te, jakie na swoich stronach publikuje Światowa Organizacja Zdrowia. Czerwone światło dostały też mapy pokazujące miejsca, gdzie potwierdzono przypadki wirusa. Warto raz jeszcze podkreślić, że często nie były to aplikacje nastawione na łatwy zarobek, a właśnie tak zostały potraktowane.
Oczywiście warto spojrzeć też na nowe zasady z drugiej strony. Tego wymaga obiektywne podejście do tematu. Jestem w stanie zrozumieć, że moderacja Apple nie nadążała z ocenianiem kolejnych programów i najzwyczajniej w świecie bała się tego, że jakiś omyłkowo przepuszczony, clickbaitowy program, zacznie szerzyć dezinformację, co mogłoby mieć opłakane skutki. Mimo wszystko, tak wąski krąg uznanych deweloperów sprawia też, że użytkownicy zostają zdani tylko i wyłącznie na narrację płynącą ze strony rządów. Można powiedzieć, że znika „czynnik obywatelski”.
Z COVID-19 walczą też inni giganci branży
Oczywiście, nie tylko Apple wprowadziło obostrzenia. Amazon ostrzegł, że będzie usuwać produkty, które reklamuje się mianem lekarstw na COVID-19. Facebook robi co może i walczy z epidemią fake-newsów, które wciąż szerzą się jak grzyby po deszczu. Swoje trzy grosze dorzuca też Google, które także zaostrzyło zasady dla programów poświęconych koronawirusowi w Sklepie Play. W chwili obecnej obowiązują takie same restrykcje, jak dla apek które wykorzystują sytuację i informują na przykład o klęsce żywiołowej.
Jak najbardziej pozytywnie należy natomiast ocenić decyzję Google o uruchomieniu specjalnego serwisu o nazwie „Koronawirus: bądź na bieżąco”. Można tam znaleźć sugerowane aplikacje, w tym między innymi programy Czerwonego Krzyża czy… Twittera. Bardzo doceniam taki ruch internetowego giganta, bowiem nie skazuje on użytkowników tylko i wyłącznie na komunikaty ze strony wybranych rządów. Wciąż mamy pewnego rodzaju dywersyfikację nowości o COVID-19.
Tak czy inaczej, widać dość wyraźnie, jak niewiele potrzeba, by świat nowoczesnych technologii, jakie znamy, zmienił się niemal z tygodnia na tydzień. Zwykle cieszymy się wolnością i pełnym dostępem do programów, jakie nas interesują o każdej porze dnia i nocy. Bez względu na to, kto daną aplikację stworzył. W sytuacji podwyższonego zagrożenia najwyraźniej zadziałała bardzo prosta reguła: „Pan daje, Pan zabiera”. Tym razem w roli „Pana” występują technologiczni giganci, z usług których każdego dnia korzystają miliardy użytkowników.
Pokazuje to dość dobrze, kto tak naprawdę wpływa na treści, jakie oglądamy na ekranach swoich smartfonów czy tabletów. Paradoksalnie, idea jest jak najbardziej słuszna, jednak co do wykonania, zdania zapewne będą podzielone.
źródło: CNBC, opracowanie własne