Wiele osób wciąż nie może przywyknąć do nowej sytuacji, kiedy zwraca się nam uwagę na to, byśmy pozostali w domu. Nie powinno więc dziwić, że coraz częściej powraca pytanie o to, co zobaczyć na Netflixie. Dziś mam dla wszystkich dorosłych widzów bardzo ciekawą, choć nieco mroczną i brutalną propozycję.
Uwaga, recenzja może zawierać drobne spojlery! Uspokajam jednak, nie zdradzę Wam tutaj zakończenia, a materiał nie będzie streszczeniem przebiegu akcji, jaki zastaniecie w tym filmie 😉
Platforma – recenzja filmu, który odpowiada na pytanie: co warto zobaczyć na Netflixie (film 18+)
Na początku raz jeszcze podkreślam, film jest dozwolony dla widzów dorosłych (18+) i naprawdę warto się tego trzymać. Trup ściele się gęsto, ale młodsi widzowie nie powinni widzieć niektórych scen tam zawartych. Naprawdę, warto zwrócić na tę kwestię dużą uwagę. Tak samo, jak raczej nie jest to idealny seans do podwieczorku przy kawie. No, chyba że obydwoje lubicie taki miks wrażeń, który stara się odcisnąć swoje piętno na widzach. A jako, że jest to produkcja rodem z Hiszpanii, to zapewniam Was, że przedstawione tam zabiegi są bardzo… no cóż, udane, kreatywne i zapadające w pamięć. Oglądałem film w nocy i jakoś tak później moje myśli nie mogły odejść od przedstawionych tam scen.
Za Platformą stoi Galder Gaztelu-Urrutia i jest to dopiero druga produkcja w dorobku reżysera. Zresztą, zrealizowana po ośmioletniej przerwie. Zapewniam Was jednak, że nigdzie nie dostrzeżecie żadnych technicznych mankamentów, jakie często przytrafiają się młodym reżyserom bez wielkiego dorobku. Jasne, kilka kwestii można było rozwiązać nieco lepiej, ale ogólny odbiór kina i łatwość, z jaką Gaztelu-Urrutia przenosi nas w wykreowany przez siebie świat jest jak najbardziej godna pochwały. Już dla kunsztu reżysera jest to świetna odpowiedź na pytanie: co warto zobaczyć na Netflixie.
Akcja dzieje się w świecie, który na pierwszy rzut oka niespecjalnie różni się od naszego. Wciąż są smartfony, smart home czy AGD, a cywilizacja istnieje i możemy podejrzewać, że ma się całkiem dobrze. Jest jednak tajemnicza Platforma, nazywana przez mieszkańców Dziurą – co zresztą dobrze oddaje oryginalny tytuł filmu: El hoyo. Można do niej zgłosić się dobrowolnie, a można tam trafić za jakieś mniejsze lub większe wykroczenia. W zależności od wagi czynu, można tam utknąć na miesiąc, ale też na rok czy nawet kilka lat.
Jaki film zobaczyć na Netflixie? Platforma to dawka mroku i… braku nadziei
Schemat jest bardzo prosty i w dużej mierze nawiązuje on do różnic społecznych, jakie obserwujemy w otaczającym nas świecie. Można przyrównać go do cel budowanych jedna nad drugą. I tak, coraz dalej, głębiej. A końca nie widać. Każdy poziom jest oznaczony, a w każdej celi mieszkają dwie osoby, które mają ze sobą pełen kontakt. Jest dostęp do wody i do światła. Tym, co wyróżnia poziomy jest wielka dziura pośrodku pomieszczenia. I z góry do dołu, raz na dzień, właśnie tym tunelem coraz niżej zjeżdża zastawiona wspaniałym jedzeniem, platforma.
Co ważne, cele nie są dane na zawsze. Raz na jakiś czas mieszkańcy rotują i na dobrą sprawę, nigdy nie wiedzą, na jakim poziomie obudzą się niebawem. Kluczowa kwestia jest też taka, że nie wolno gromadzić jedzenia. Wolno jeść tylko wtedy, gdy platforma znajduje się w obrębie celi. Żadnych innych reguł nie ma. Można nawet po niej podróżować do innych, ulokowanych niżej cel. Niesie to jednak ze sobą pewne problemy, dlatego mało który z osadzonych się na to decyduje.
Dalej jest trochę jak w życiu. Ci, którzy są na najwyższych poziomach mają ten komfort, że mogą jeść co chcą i ile chcą. Podkreślam, ta platforma zjeżdża coraz niżej bez możliwości uzupełnienia jedzenia. Ktoś wymyślił ten mechanizm tak, aby miało wystarczyć go dla wszystkich. Oczywiście, zamysł a rzeczywistość, to dwie zupełnie różne rzeczy. Sądzę, że nie będzie dużym spojlerem, jeśli napiszę Wam tutaj, że pożywienia wystarcza do około 50 poziomu. Oznacza to jednocześnie, że mieszkańcy tej celi jedzą resztki po 49 parach więźniów, którzy jedli wcześniej, bo ich cele są wyżej. Drabina społeczna w czystej, a zarazem bardzo brutalnie przedstawionej formie.
Nie ma zasad
Galder Gaztelu-Urrutia bardzo umiejętnie pokazuje odbiorcy, jak działa obecny świat w skali makro. Jeśli jesteś na szczycie piramidy, to robisz co tylko możesz, byle utrzymać ten status. Średniacy walczą o resztki, a ci, którzy z różnych względów wylądowali najniżej… cóż. Dla nich są te nieco mniej czyste reguły gry. Do Dziury można zabrać ze sobą jedną rzecz. Niektórzy biorą pieniądze, inni książki a jeszcze inni… no cóż, broń. I wierzcie lub nie, ale właśnie w tym miejscu robi się dość mrocznie.
Winny jest system oraz brak empatii współwięźniów z wyższych poziomów. Każdy myśli tylko o sobie i – nazywając rzeczy po imieniu – o tym, jak się nachapać. A można to robić na wiele różnych sposobów. Wypada tutaj docenić znakomitą grę aktorską Ivana Massagua, filmowego Gorenga, który świetnie pokazuje, że kolejne poziomy wyzwalają w ludziach cechy, o jakie nigdy by się nie podejrzewali. Doskonale gra też Zorion Eguileor (Trimagasi), którego postać dobitnie pokazuje, jak bardzo wyrachowani mogą być ludzie. Trimagasi wnosi ze sobą nie tylko tragikomiczną historię o nożach kupionych dzięki reklamom, ale też wyrachowanie i wolę przetrwania bez względu na wszystko.
Zresztą, pod kątem aktorskim, trudno tutaj wskazać jakieś słabe ogniwo. Aktorzy są dobrani świetnie, a wiarygodność ich postaci, którą dodatkowo potęguje mroczna, beznadziejna atmosfera sprawia, że nawet nie zdacie sobie sprawy, kiedy pokonaliście z Gorengiem kolejne poziomy Dziury. Oczywiście, jeśli w międzyczasie, gdy gościliście na coraz niższych, więc coraz mroczniejszych poziomach, nie wyłączycie seansu, bowiem tutaj rozpoczyna się naprawdę niezła jatka. Paradoksalnie, to też tak trochę jak w życiu. Dopóki jesteśmy bezpieczni, mamy dach nad głową i jedzenie, nie myślimy o tym, do czego muszą posuwać się inni, o niższym statusie społecznym, by choćby zabić głód, nie mówiąc nawet o najedzeniu się.
Co zobaczyć na Netflixie? Tytułowa Platforma wymaga zmian!
Jak w każdej produkcji, musi pojawić się zadanie, które główny bohater ma do wykonania. Nie będę Wam pisał o nim zbyt wiele, bowiem chcąc opowiedzieć o tym, w jaki sposób Goreng dojrzał do tej decyzji, musiałbym poruszyć zbyt wiele kwestii związanych z fabułą. Napiszę tu tylko, że rozwiązanie jest dość nieliniowe i zakładam, że niewielu odbiorców wpadłoby na taki pomysł, jak Goreng. To także na plus dla reżysera.
Przystawka do telewizora Xiaomi Mi Box S – Android TV z Netflixem
Czujny odbiorca, który znajdzie czas by między wieloma męczącymi duszę scenami, by wsłuchać się w słowa, jakie wypowiadają bohaterowie, zapewne wyłapie kilka cytatów z Pisma Świętego. Nie odebrałem tego w taki sposób, że Galder Gaztelu-Urrutia próbuje czynić z głównego bohatera kogoś na wzór mesjasza, zbawiciela więźniów tajemniczej Platformy. W sumie muszę sobie ten wątek jakoś ułożyć, bowiem można interpretować go na kilka sposobów.
Po seansie na pewno warto zastanowić się nad tym, ile w tym mrocznym, brutalnym świecie jest prawdy i kiedy my musielibyśmy się na nią otworzyć. Czy tego chcemy czy nie, nie zawsze będziemy łagodni, uśmiechnięci, syci i szczęśliwi. Czasem, gdy wydaje się, że mamy już wszystko co niezbędne do szczęścia, wchodzi jakiś czynnik zewnętrzny, który może rzucić nas na niższy poziom komfortu, czyli jakby do niżej ulokowanej celi. Nagle nie będzie na kolację homarów, a będzie trzeba mieć nadzieję na to, że uda się zdobyć zwykły chleb.
A co, jeśli wylądujemy jeszcze niżej? Czy każdy w nas ma w sobie to zło, jakiś zwierzęcy instynkt, który skupi się na zaspokojeniu głodu za wszelką cenę? Pytań jest wiele. Nie ma na nie jednej odpowiedzi, jednak wiem, że na pewno nie chciałbym się znaleźć na niskim poziomie takiej Platformy. Nie chodzi już nawet tylko o to, że jedzenie resztek po kimś – choć w filmie jest to raczej przenośnia – jest obrzydliwe. Chodzi o jeszcze jedną, o wiele straszniejszą rzecz. Na każdego zwycięzcę przypada jeden pokonany. Oznacza to, że chcąc wrócić na wyższy poziom, zawsze trzeba kogoś z niego zepchnąć. A ta osoba raczej nie będzie się temu przyglądać bezczynnie.
Comments are closed.